wtorek, 22 lipca 2014

Kaczenice 22.06.2014r.

Jak już wiadomo w końcówce czerwca miałam jechać na zawody. Tydzień prze nimi to był chyba najgorszy pod względem treningów tydzień w moim życiu. Jeździłam do Brodów co drugi dzień i z każdego treningu wracałam zrezygnowana, zestresowana i przygnębiona. Nie było dnia bez wyłamań, nic nie wróżyło dobrze. Trzeba się było pogodzić z tym co jest, ale na zawody pojechałam ze złym nastawieniem. Nie byłam zestresowana, tylko zniechęcona. Już wtedy czułam, jakbym przegrała.

Filmik z przejazdami i tym co działo się przed i po zawodach. Chyba najważniejszy z moich filmów.




Dzięki mamie i p. Piotrowi (pomagał robić koreczki, w końcu same się nauczyłyśmy) Kropka została wyszykowana i w sobotę zawieźliśmy ją do Kaczenic.
Pierwszy raz myłam ją sama i nie było bardzo ciepło, więc wierciła się, a ja nakrywałam ją ręcznikami, które po czasie były mokre... ale potem nakryłam ją derką i czekała na "fryzjera".


No bo jak to, mieć siwka i go nie wykąpać przed zawodami?


Następnego dnia rano byłam już u niej, wyczyściłyśmy się, osiodłałyśmy, ja byłam się przebrać, a potem oglądać parkur.
(Ja to ta w niebieskiej czapce.)




No cóż... na rozprężalni była kochana, wyłamała tylko raz przed okserem. 
Ale na przejeździe nam nie poszło. Jechałam jako... dwudziesta-któraś. Wszystko było super, do czasu 6b. To chyba moja wina, za mało ją przypilnowałam. Ostatnia przeszkoda... wyłamanie. No głupie, no. 
Nie planowałam drugiego przejazdu, ale chciałam się poprawić. Jechałam gdzieś na końcu. Miało być dobrze... ale zaczęła wariować przed trójką. Fikała na wszystkie strony, aż w końcu wyłamała. Nie wiem czy to przez plakaty, czy przez co. No trudno, nie zawsze się wygrywa ;) 
Zresztą co tu mówić przy mini... zabawa, zdobywanie doświadczenia, a nie wygrywanie się liczy :)
Tak mniej więcej wyglądał parkur, najechanie na sam szereg po wyłamaniu było trudne.


Spakowaliśmy się i tata zawiózł konie do domu, a ja zostałam oglądać resztę :P








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz