Dwa tygodnie temu brałyśmy udział w naszym pierwszym w życiu Hubertusie.
Ogólnie mogę powiedzieć, że zabawa była świetna, spędzałyśmy miło czas :)
W pigułce:
Z samego rana byłam w stajni, zaczęłyśmy się powoli szykować. Po wyczyszczeniu i osiodłaniu powoli ruszyłyśmy z dziewczynami na rozprężalnię.
Były to prawie wewnętrzne zawody, bo przyjechały do nas tylko 2 "obce" konie.
Rozprężenie przebiegło dobrze, poza tym, że... pokopałyśmy Jarda.Wjechał nam w tyłek galopem kiedy sobie spokojnie stępowałyśmy i dostał dwa strzały w klatę. Nie kopała od dawna, nie wiem co w nią wstąpiło. Wiem tylko, że d teraz na zawody będziemy wplatać w ogon czerwoną wstążkę...
Kilka niewielkich skoczków i wjechałam na parkur.
Wyglądał mniej więcej tak.
A przejechałyśmy go tak :)
Niezłe, co? :) To zwyciężczyni, koleżanka Martyna.
Rozprężenie przebiegło dobrze, poza tym, że... pokopałyśmy Jarda.Wjechał nam w tyłek galopem kiedy sobie spokojnie stępowałyśmy i dostał dwa strzały w klatę. Nie kopała od dawna, nie wiem co w nią wstąpiło. Wiem tylko, że d teraz na zawody będziemy wplatać w ogon czerwoną wstążkę...
Kilka niewielkich skoczków i wjechałam na parkur.
Wyglądał mniej więcej tak.
A przejechałyśmy go tak :)
Były to nasze pierwsze zawody na czas (nie dokładności) i wszystko szło idealnie dopóki pewien starszy pan (w filmiku na górze na karym, grubawym koniu) nie dopisał się na koniec listy i nie wygrał w dość... wątpliwym stylu. Nie by to estetyczny widok, współczułam tej zaszarpanej, zestresowanej klaczce.
Mimo wszystko jestem zadowolona, w końcu drugie miejsce też jest ok ;)
Dostałam floo, kubek z logo stajni i kuferek ze szczotkami :)
Wróciłyśmy na rozprężalnię oczekując konkursu derby.
W tym czasie odbywała się potęga skoku bez konia ;)
Parkur derbowy wyglądał podobnie do poprzedniego, z tym że doszły przeszkody terenowe.
Ósemka to kłoda, dziewiątka to "ściana" z desek, dziesiątka to drabina na snopkach, a jedenastka, to snopki z drągiem na górze.
Niestety Kropka ześwirowała i wyłamała już na czwórce, a potem 2-krotnie na piątce. I tak oto przeżyłyśmy naszą pierwszą w życiu dyskwalifikację. Skoczyłam jeszcze raz na rozprężalni i dała jej spokój. W końcu nie zawsze się udaje.
Potem była dłuższa przerwa przed gonitwą, bo odbywały się dwa konkursy szukania lisa z ziemi. Dla dzieci i dla dorosłych. Zsiadłam z niej, popuściłam popręg i napierśnik, wyjęłam skośnik i pozwoliłam się popaść. Po dłuższej chwili wsiadłam na nią z powrotem, po czym wszyscy wjechaliśmy na plac. Lisem był oczywiście trener.
Z grubsza najważniejsze momenty gonitwy zostały przedstawione na filmiku na górze, a dwa nasze podejścia do łapania na filmiku "1 year (...)". Konie były już mocno wymęczone i po ponad pół godzinie ganiania (a lis uciekał jak widać niezwykle sprytnie, Denton jest niebywale zwinny), sędzina kazała nam zejść z koni, a luzakom odprowadzić je na rozprężalnię. I tak oto złapałam lisa... dogoniwszy trenera biegiem :P
Lepsze to, niż nic, chociaż wolałabym złapać go z konia ;)
Dostałyśmy piękny kantarek z uwiązem, puchar i floo.
Runda honorowa odbyła się w ręku.
Po baardzo ciężkim dniu i długim niejedzeniu odstawiłam Kropę do boksu i poszłam zjeść coś z moją rodziną. Wieczorem odbyło się najlepsze do tej pory ognisko :)
Do następnego!
Gratuluję, moim zdaniem to duże osiągnięcia.
OdpowiedzUsuńI widzę, że udany dzień! Życzę chwilki odpoczynku i więcej udanych (tak oraz bardziej) konkursów ;)
Pozdrawiam!