sobota, 25 października 2014

Hubertus w Brodach.

Dwa tygodnie temu brałyśmy udział w naszym pierwszym w życiu Hubertusie. 
Ogólnie mogę powiedzieć, że zabawa była świetna, spędzałyśmy miło czas :) 
W pigułce:


Z samego rana byłam w stajni, zaczęłyśmy się powoli szykować. Po wyczyszczeniu i osiodłaniu powoli ruszyłyśmy z dziewczynami na rozprężalnię. 
Były to prawie wewnętrzne zawody, bo przyjechały do nas tylko 2 "obce" konie.
Rozprężenie przebiegło dobrze, poza tym, że... pokopałyśmy Jarda.Wjechał nam w tyłek galopem kiedy sobie spokojnie stępowałyśmy i dostał dwa strzały w klatę. Nie kopała od dawna, nie wiem co w nią wstąpiło. Wiem tylko, że d teraz na zawody będziemy wplatać w ogon czerwoną wstążkę...

Kilka niewielkich skoczków i wjechałam na parkur.

Wyglądał mniej więcej tak.




A przejechałyśmy go tak :)


Były to nasze pierwsze zawody na czas (nie dokładności) i wszystko szło idealnie dopóki pewien starszy pan (w filmiku na górze na karym, grubawym koniu) nie dopisał się na koniec listy i nie wygrał w dość... wątpliwym stylu. Nie by to estetyczny widok, współczułam tej zaszarpanej, zestresowanej klaczce. 

Mimo wszystko jestem zadowolona, w końcu drugie miejsce też jest ok ;)



Dostałam floo, kubek z logo stajni i kuferek ze szczotkami :) 

Wróciłyśmy na rozprężalnię oczekując konkursu derby. 
W tym czasie odbywała się potęga skoku bez konia ;)


Niezłe, co? :)  To zwyciężczyni, koleżanka Martyna.

Parkur derbowy wyglądał podobnie do poprzedniego, z tym że doszły przeszkody terenowe.



Ósemka to kłoda, dziewiątka to "ściana" z desek, dziesiątka to drabina na snopkach, a jedenastka, to snopki z drągiem na górze. 

Niestety Kropka ześwirowała i wyłamała już na czwórce, a potem 2-krotnie na piątce. I tak oto przeżyłyśmy naszą pierwszą w życiu dyskwalifikację. Skoczyłam jeszcze raz na rozprężalni i dała jej spokój. W końcu nie zawsze się udaje. 

Potem była dłuższa przerwa przed gonitwą, bo odbywały się dwa konkursy szukania lisa z ziemi. Dla dzieci i dla dorosłych.  Zsiadłam z niej, popuściłam popręg i napierśnik, wyjęłam skośnik i pozwoliłam się popaść. Po dłuższej chwili wsiadłam na nią z powrotem, po czym wszyscy wjechaliśmy na plac. Lisem był oczywiście trener.




Z grubsza najważniejsze momenty gonitwy zostały przedstawione na filmiku na górze, a dwa nasze podejścia do łapania na filmiku "1 year (...)". Konie były już mocno wymęczone i po ponad pół godzinie ganiania (a lis uciekał jak widać niezwykle sprytnie, Denton jest niebywale zwinny), sędzina kazała nam zejść z koni, a luzakom odprowadzić je na rozprężalnię. I tak oto złapałam lisa... dogoniwszy trenera biegiem :P 
Lepsze to, niż nic, chociaż wolałabym złapać go z konia ;) 


Dostałyśmy piękny kantarek z uwiązem, puchar i floo. 
Runda honorowa odbyła się w ręku.


Po baardzo ciężkim dniu i długim niejedzeniu odstawiłam Kropę do boksu i poszłam zjeść coś z moją rodziną. Wieczorem odbyło się najlepsze do tej pory ognisko :) 

Do następnego!

1 komentarz:

  1. Gratuluję, moim zdaniem to duże osiągnięcia.
    I widzę, że udany dzień! Życzę chwilki odpoczynku i więcej udanych (tak oraz bardziej) konkursów ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń