sobota, 17 maja 2014

Trening - część pierwsza.

Z góry przepraszam, że (jak na razie) posty są takie oficjalne i rzeczowe, ale piszę z pewnego dystansu czasowego i staram się opisać jak najwięcej ważnych rzeczy ;)

Kolejnym etapem w naszej historii był czas, kiedy to udało nam się znaleźć profesjonalistę i na 2 miesiące przenieśliśmy się do innej stajni. 
Kilka dni wcześniej ze stajni, w której jeździłam przez 2 lata dość regularnie, odeszła instruktorka. Na jej miejsce przyszedł nowy trener.  
Po pewnym czasie zdobyliśmy jego numer telefonu, umówiliśmy się i jeszcze tego samego dnia Kropka stała w Brodach. 




A dzień później miała lonżę. W sumie nasza pierwsza normalna lonża, z tym że tylko stęp, "pracę właściwą" wykonywał trener. Trzeba przyznać, nie było łatwo. Bardzo się wyrywała i nie chciała współpracować. Jednak po czasie zaczęła rozumieć czego ludzie od niej chcą ;)


Kolejnego dnia było trochę drągów i skoki. 


Starała się ;)


Następnego dnia już na niej siedziałam.


No i przyszedł ten czas największych postępów. Szło nam coraz lepiej, najpierw był sam stępo-kłus, po czym przyszło pierwsze zagalopowianie :) 



Było niesamowicie. To był nasz pierwszy wspólny galop, obyło się bez nieprzyjemnych wypadków, wszystko było świetnie. Każdego dnia po szkole śmigałam do stajni, z jazdy na jazdę coraz bardziej się zgrywałyśmy. 
Oprócz tego, że współpraca  pod siodłem była lepsza, trener "wyleczył" Kropkę też z wredoty, czyli prób kopania i gryzienia, a także nauczył podawania kopyt.


Byłam też w stanie samodzielnie ją wylonżować (teraz to dla mnie rutyna, ale wtedy, coś wielkiego)



Zaczęłyśmy skakać niewielkie przeszkody


A potem większe...


Po czym pan zdecydował, że jesteśmy gotowy na nasze pierwsze zawody... 

Film podsumowujący pierwsze 40 dni. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz