Z góry przepraszam, że (jak na razie) posty są takie oficjalne i rzeczowe, ale piszę z pewnego dystansu czasowego i staram się opisać jak najwięcej ważnych rzeczy ;)
Kolejnym etapem w naszej historii był czas, kiedy to udało nam się znaleźć profesjonalistę i na 2 miesiące przenieśliśmy się do innej stajni.
Kilka dni wcześniej ze stajni, w której jeździłam przez 2 lata dość regularnie, odeszła instruktorka. Na jej miejsce przyszedł nowy trener.
Po pewnym czasie zdobyliśmy jego numer telefonu, umówiliśmy się i jeszcze tego samego dnia Kropka stała w Brodach.
A dzień później miała lonżę. W sumie nasza pierwsza normalna lonża, z tym że tylko stęp, "pracę właściwą" wykonywał trener. Trzeba przyznać, nie było łatwo. Bardzo się wyrywała i nie chciała współpracować. Jednak po czasie zaczęła rozumieć czego ludzie od niej chcą ;)
Kolejnego dnia było trochę drągów i skoki.
Starała się ;)
Następnego dnia już na niej siedziałam.
No i przyszedł ten czas największych postępów. Szło nam coraz lepiej, najpierw był sam stępo-kłus, po czym przyszło pierwsze zagalopowianie :)
Było niesamowicie. To był nasz pierwszy wspólny galop, obyło się bez nieprzyjemnych wypadków, wszystko było świetnie. Każdego dnia po szkole śmigałam do stajni, z jazdy na jazdę coraz bardziej się zgrywałyśmy.
Oprócz tego, że współpraca pod siodłem była lepsza, trener "wyleczył" Kropkę też z wredoty, czyli prób kopania i gryzienia, a także nauczył podawania kopyt.
Byłam też w stanie samodzielnie ją wylonżować (teraz to dla mnie rutyna, ale wtedy, coś wielkiego)
Zaczęłyśmy skakać niewielkie przeszkody
A potem większe...
Po czym pan zdecydował, że jesteśmy gotowy na nasze pierwsze zawody...
Film podsumowujący pierwsze 40 dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz